Zbliżała się noc. Między Justinem a Jessicą panowała cisza.
Ona, bo bała się co kolwiek powiedzieć, a on w dalszej chwili dziękuje ojcu.
Żadne nie chciało się odezwać. Szatyn wyszedł z samochodu i poszedł w głąb
lasu. Spanikowana dziewczyna od razu za nim wyszła.
- Ej, gdzie idziesz? – zapytała drżącym głosem.
- Załatwić się – uśmiechnął się łobuzersko – A co chcesz iść
ze mną?
- Um, nie. No dobrze, idź, ale wracaj – podniosła spuszczoną
głowe.
Uśmiechnął się i poszedł w swoją strone. Bała się, naprawdę
się bała. Właśnie w tej chwili żałowała, że pojechała z nim. Teraz powinna się
uczyć, a nie siedzieć bezczynnie w aucie. Marzyło jej się ciepłe łóżko.
Przerwało jej otwierające drzwi. Nie wiedziała, co on wyrabia.
- Co ty robisz?
- No, jak mamy spędzić tutaj całą noc, to wole mieć wygodnie
– uśmiechnął się dumnie.
- Aha – nic więcej nie mogła wykrztusić.
Brązowooki zaczął rozkładać siedzenia w samochodzie. Nie
miał zamiaru spać czy coś w tym stylu. Chciał coś dowiedzieć się o
dziewczynie. Myślał o Draku, któremu nie
uda się pokrzyżować planów. Ma przewage, jak zawsze ma. Położył się i spojrzał w
bok. Pokazał ręką, aby się położyła. Nie do końca wiedziała co zrobić, więc
wykonała polecenie.
- Opowiedz coś o sobie – rozpoczął rozmowe.
- A co tak nagle zaczęło cie obchodzić – odwróciła się na
bok, gdzie dokładnie widziała jego twarz.
- A nie wiem, tak samo z siebie – zaśmiał się żartobliwie.
- Hm, okej. Jestem Jessica – było można usłyszeć cichy
śmiech chłopaka – Ale to już wiesz – także się zaśmiała, bo dotarło do niej, co
właśnie powiedziała – Mam tylko mamę. Jest wspaniałą osobą, Kocham ją. Nie wiem
co bym zrobiła, gdyby jej nagle zabrakło – Justin odwrócił się i dostrzegł łzy
w jej oczach – Będę sama jak palec. Nie mam tak jak inni ludzie, markowych
rzeczy czy fajny telefon. Nie mam na to pieniędzy. Mój tata zginął, gdy byłam
mała. Nigdy nie powiedziała mi z jakiego powodu – dała upust łzą.
- Ej, Shawty, nie płacz – otarł wierzchem dłoni słoną ciecz.
- Przepraszam, pewnie teraz masz ze mnie większą zabawę, bo
płaczę – nie chciała być już poniżana.
- Nie, myślę, że to słodkie, gdy dziewczyna płaczę –
uśmiechnął się widząc, jak dziewczyna się rumieni – I ładnie się rumienisz .
- No przestań. Co wy jakoś się zgadaliście czy co? –
spojrzała na brązowookiego – Ten Drake czy jak mu tam ciągle za mną łazi. W
ogóle dziwne, że ci to mówię, ale boje się go. Czuję, że jest on czymś złym.
- I się nie mylisz – odwrócił wzrok, aby popatrzeć jej w
oczy – Trzymaj się od niego z daleka.
- No dobrze – nie wierzyła własnych słowom – Wracając do
tematu, też chcę coś wiedzieć o tobie.
Chłopak chwile się zastanawiał, czy ma skłamać, czy mówić
prawdę. Postanowił pół tego pół tego.
- Wiesz – zastanowił się – Moja sytuacja kryje się z twoją,
bo ja nikogo nie mam – dziewczyna popatrzyła na Szatyna ze współczuciem – Nie patrz
tak. Pogodziłem się z tym.
- Przepraszam, nie widziałam.
- A skąd miałaś wiedzieć? No właśnie. Nie żyje w pieprzonych
snach, tylko w rzeczywistości. Poza tym idę spać dobranoc – mówiąc, odwrócił
się specami do Jessicy.
- Dobranoc – powiedziała.
Długo nie mogła zasnąć. Myślała, że Justin jej nie lubi i w
pewnym sensie miała racje. Nie przejmował się tym, że może zranić ludzi.
Zabolało ją fakt, że nie ma nikogo, że jest sam. Długo nie mogła zasnąc, więc
postawiła na świeże powietrze. Delikatnie otworzyła drzwi, aby nie obudzić
osobnika obok i wyszła. Stanęła przed samochodem i popatrzyła w gwiazdy. Chciał
wrócić do domu. Nie podobało jej się to, że jest sama. Co zrobiła mu, że na nią
naskakuje? Naprawdę nie wiedziała. Chciała go poznać, zostać przyjaciółką, a
może coś wiecej, ale wiedziała, że to tylko jej wymysł wyobraźni. Jakimś
trafem, pomyślała o Ojcu.
- Tato, gdzie jesteś ? – zapytała cicho czując, że za chwile
się popłacze.
- Mamo, przepraszam cię za to – spuściła głowe – Powinnam teraz
być w domu i się uczyć, szukać może pracy, aby ci pomóc – łzy spłynęły po jej
policzkach – Wynagrodzę ci to, obiecuje.
Nie spał. Bardzo dobrze słyszał, co dziewczyna mówiła. Poczuł
wyrzuty sumienia? Nie, Justin Bieber nigdy nie czuje. Nie bardzo podobało mu
się, że musi się zaprzyjaźnić. Nie chciał tego, ale mus to mus. Przyglądając
się dziewczynie mógł dostrzec jej idealne rysy twarzy. W blasku księżyca
jeszcze bardzo pociągały. Idealne malinowe usta, mały nosek i lekko różowe
policzki. Uśmiechnął się, przypominając sobie swoją mame. Ledwo ją pamiętał,
ale tak ona ją przypominała. Ścisnął mocno usta, nie chciąc pokazać uczuć. Nawe
czasem on nie daje sobie rady, ale zawsze, aby się z tego wyplątać, robi to co
kocha, czyli zabija. Już to sobie wyobrażał, wyjmuje broń i kieruje ją w strone
głowy dziewczyny. Nie mógł tego zrobić, choć bardzo do wkurzała. Wszystkie te
jego chore słówka to zwykłą gra. Wiedział jak podejść dziewczyne, żadna mu się
nie oprze, a ona należy do nich.
Nagle w oddali zauważył samochód. Szybko wysiadł.
- Wsiadaj – powiedział do spanikowanej Jessicy.
Ta posłusznie wsiadła, nic nie mówiąc. Stanął przed nim i
zauważył znany kolor i marke.
- Bieber? A ty nie w łóżku? – zaśmiał się, uśmiechając się
szeroko.
- Zamknij się. Potrzebne mi paliwo, więc mi je daj –
powiedział lekko wkurzony głupimi gatkami Jerremiego.
- Widzę, że zaliczyłeś niezłą sztuke – odpowiedział,
otwierając bagażnik.
- Ta, jasne. Dziewica jak nic i Justin Bieber ją przeleci –
wyczuł sarkazm, więc wiecej już się nie odzywał.
- Właśnie, Danny się pytał, gdzie się zgubiłeś z drogi do
domu.
- Miałem swoje problemy.
- No widze, widze – pokazał głową na dziewczyne.
- Heh, zabawny jesteś – zaśmiał się szyderczo.
Jessica przyglądała się całej istniejącej sytuacji. Nie
wiedziała kto to był i skąd zna Justina. Postanowiła nie wychylać się i czekać
na chłopaka. Nie potrwało to długo, bo chwile potem wsiadł i odjechał nic nie
mówić.
- Pas – dziewczyna nie wiedziała o co chodzi – Zapnij pas
mówie – powiedział ostro.
W mgnieniu oka jego stan się zmienił. Nie wierzyła, że z
miłego można stać się tak podłym. Myślała, że ją lubi, jednak się myliła.
Straciła wiarę. Bała się mu sprzeciwić.
W tej chwili nie chciała tutaj być.
Zamknęła oczy i marzyła być już w domu, pod ciepłą kołdrą.
- Co ty robisz? – natychmiast otworzyła oczy.
- Słucham?
- Chyba mówie do ciebie, nie? Chyba, że jestem jakimś idiotą
i gadam do siebie – tak jesteś idiotą.
- Jestem idiotą? – gwałtownie zahamował. Myślała, że
powiedziała sobie w myślach.
- Nie, ja ….
- Posłuchaj – odwrócił się do niej – Jak cię coś kurwa nie
podoba, to wysiadaj i idź.
Patrzyła na niego z otwartymi oczami. Otworzyła drzwi i
wysiadła. Odjechał z piskiem opon.
Sama w dużym lesie, koło drogi. Nikt nie jechał.
- Chyba będę musiała tutaj spedzić całą noc – powiedziała sama
do siebie.
Usiadła pod dużą brzozą. Myślała, duży myślała. Stwierdziła,
że boi się Justina.
- Zmienne dziecko – zaśmiała się sama z siebie – Czy ze mną
jest coś nie tak, że gadam sama do siebie?
Odpowiedziała jej głucha cisza. Zasnęła.
Obudziła się dosyć wcześnie, koło 8. Była okryta szczelnie
kołdrą. Czy jestem w niebie? Zapytała w myślach. Otworzyła oczy i zobaczyła
nowocześnie umeblowany pokój. Bogaty, pomyślała. Pościel pachniała męskimi
perfumami. W głowie miała czarne scenariusze. Drzwi od pokoju się otworzyły a w
nich stanął wysoki blondyn. Spojrzała na niego ze strachem w oczach.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię – uśmiechnął się przyjemnie.
- Gdzie ja jestem?
- Jesteś u mnie. Masz przyniosłem ci śniadanie, na pewno jesteś
głodna – podsunął jej talerz z grzankami.
- Dziękuję – i zaczęła jeść. Była głodna.
- Spokojnie, jak chcesz jeszcze przyniosę – zaśmiał się.
- Nie, nie. Tyle wystarczy, naprawdę – odwzajemniła uśmiech –
Emm, można wiedzieć, gdzie toaleta?
- Jasne, wychodzisz i w prawo.
- Hmm, okej, chyba załapałam – zaśmiała się. Miał bardzo
zaraźliwe poczucie humoru.
Chłopak wyszedł, zostawiając tym dziewczyne samą. Wygrzebała
się z pierzyny i podeszłą do drzwi. Otworzyła, ale od razu tego pożałowała.
- O kurwa – krzyknął dobrze znany jej głos.
Nie miała pojęcia, że drzwi otwiera się w drugą stronę,
kogoś uderzając.
================
i kolejny ;3
Jak się podoba?