sobota, 29 grudnia 2012

015. Wpatrywałem się w dom, w który nie chciałem.


Słoneczny dzień. Strasznie bolała mnie głowa. Od czterech dni nie widziałem dziewczyny. Moja mama jest już w bardzo dobrym stanie i właśnie dziś mogę ją odebrać ze szpitala. Zadowolony z dnia, że już nie będę sam w domu, wstałem uśmiechając się szeroko. Pewnie, gdyby ktoś mnie teraz zobaczył, uznałby mnie za jakiego psychicznego. Szybko zwlekłem się z łóżka i powędrowałem do łazienki. Umyłem się szybko i ułożyłem sobie włosy. Przecież mój fryz sam się nie ułoży, nie? Ubrałem się i byłem gotowy do wyjść. Zakluczyłem dom i spojrzałem w stronę domu naprzeciwko. Naprawdę martwiłem się o tą dziewczynę. Może nie znaliśmy się długo, ba, nawet wgl się nie znaliśmy, ale coś mi nie pasowało. Bałem się o nią. Nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałem na wyświetlać.”Numer prywatny”. Odebrać czy nie? Miałem mieć wolne, a dzwonią do mnie pewnie z wytwórni pewnie dlatego, żebym nagrał kolejną płyte. Dopiero co nagrałem. Postanowiłem, że nie odbiorę. Telefon ucichł. Wszedłem do samochodu i odjechałem. Podkręciłem radio i śpiewałem razem z nim. No co poradzić, że to kocham? Uśmiechnąłem się, widząc szpital. Zaparkowałem i popędziłem do sali numer 219. Moja mama była już gotowa. Przytuliłem i pocałowałem ją w policzek.
- No, nareszcie nie będę sam – zaśmiałem się.
- No Justin, wracam już do ciebie – uśmiechnęła się promiennie.
- Dobra no to jedźmy – wziąłem jej torbę i wyszliśmy.
- Dzwonił Scooter – powiedziała, gdy byliśmy już w samochodzie.
- O matko, i co chciał? Żebym znowu pracował nad płytą? Przecież mam wakacje.
- Nie, nie, nie Justin. On się pytał, czy nie chciałbyś gdzieś wyjechać.
- Wyjechać? – zapytałem zdziwiony.
- Hawaje czy gdzieś.
- No nie wiem, musiałbym pomyśleć.
- Dobrze. Mogą być dwa dni?
- Tak oczywiście – i wjechałem na podjazd.
- Justin komórka ci dzwoni – powiedziała mama wskazując na moją kieszeń.
- Wiem, ale to chyba ze studia.
- Jak ze studia? Przecież przez najbliższe 3 miesiące masz wolne.
Słuszna uwaga. Nie ze studia to kto by dzwonił z prywatnego? Chris? Niee, on by nie robił takich żartów. Chaz też nie, Ryan nie jest zdolny do tego. Sięgnąłem po telefon i wpatrywałem się w ekran. Już piąty raz dzwonił. Ktoś się do mnie dobija czy jak? Powiem szczerze, że trochę się bałem odebrać. Machnąłem mamie ręką, że zaraz przyjdę do domu. Kiwnęła głową i wyszła. Nacisnąłem niepewnie zieloną słuchawkę i przyłożyłem do ucha.
- Halo? – odezwałem się pierwszy.
- Justin? – zapytał zachrypnięty głos po drugiej stronie.
- Tak – odpowiedziałem niepewnie.
- Pomóż mi – powiedział cicho.
Dalej nic nie słyszałem. Tylko krzyk, huk i przerwano połączenie.
Popatrzyłem zdenerwowany na telefon. Kto to był? Muszę się dowiedzieć, kto dzwonił. Pobiegłem do domu.
- Mamo, ja jadę na chwile do Scrappiego – powiedziałem łapiąc kluczyki od mojego samochodu.
- No Dobrze, ale po co? – nie zdążyłem odpowiedzieć, bo już byłem w garażu.
Odpaliłem moje audi i jak najszybciej pojechałem do mojego kolegi. Scrappy to mój spec od sprzętu, ale także zna się na informatyce. Zawsze znajdzie sposób na nudy. Wygłupiamy się, roimy bardzo dziwne rzeczy.
Przyśpieszałem 150, 160, 170. Chciałem być jak najszybciej. Zwolniłem, bo byłam już prawie u celu. Dojechałem pod jego dom. Wysiadłem i zamknąłem auto.
- Cześć Sam. Jest Scrappy? – zapytałem narzeczonej mojego kumpla.
- Witaj Justin. Jasne, wejdz – zaprosiła mnie gestem ręki.
Wszedłem do pomieszczenia. Byłem u niego parę razy, ale zawsze nie mogłem zapamiętać, gdzie co jest. Postawiłem na to, że jest u siebie, więc skierowałem się w stronę salonu. Tak, był tak. Coś majstrował. Chciałem wykorzystać fakt, że mnie nie widzi, więc naskoczyłem na niego od tyłu.
- Bieber, wariacie – krzyknął ze śmiechem.
- Siemasz stary – przybiliśmy żółwika.
- Co cię do mnie sprowadza?
- No słuchaj, jest sprawa – popatrzył na mnie – Umiesz namierzyć numer prywatny?
- O brachu, jest to trudne nie mając numer, ale mogę spróbować.
- To by było genialnie.
- Ale o co chodzi? Znam cię na tyle, aby wiedzieć, że coś jest nie tak – puścił mi oczko.
- Ktoś do mnie dzwonił. Na początku myślałem, że ze studia, ale… - przerwał mi.
- Przecież masz wolne.
- No tak mam, ale później się skapnąłem.
- No tak, ty i twoje myślenie – zaśmiałem się.
- Dobra. Najdziwniejsze było to, że ten ktoś co do mnie dzwonił prosił mnie o pomoc.
- Wiesz, mogę spróbować odkryć numer, ale nie obiecuje, że się uda.
- A długo to potrwa? Bo zależy mi na czasie.
- Jak bym teraz zaczął to z 3 godziny.
On jest specjalistą w tym dziale. A niby jak namierzałem twistery fanów, aby zrobić im niespodzianki? Tak, tak, to wszystko jego zasługa. Pyknie palcami i już zrobione. Zawsze mogłem na niego liczyć. W końcu jesteśmy razem w teamie. Już dwa lata. Wspaniałe czasy. Nadal nie mogę uwierzyć, że kochają się we mnie miliony dziewczyn na świecie. Chciałbym się z każdą umówić na randkę, przytulić, powiedzieć jak ją cenie, że jeste wyjątkowa, ale wiem, że to jest niemożliwe. Nawet… to dobry pomysł, aby iść na randkę z fankami.  Muszę podsunąć pomysł Scootowi. Moje rozmyślenia przerwał głos przyjaciela.
- Gotowe – powiedział.
Spojrzałem się na niego jak na debila.
- Stary, przecież nie minęło nawet 20 minut.
- Justin, minęło trzy godziny – zaśmiał się.
- Ale jak.. – spojrzałem na zegarek. Rzeczywiście było po 4.
- Masz numer – podał mi kartkę – i jeszcze udało mi się zdobyć adres. Było trudno, ale jest.
- Ty jesteś genialny – krzyknąłem do niego.
Zaśmiał się i przybiliśmy naszym sposobem. Cieszyłem się, że dowiem się, kto sobie robi ze mnie jaja. A może jednak nie? Może naprawdę ktoś potrzebuje pomocy? Byłem pod znakiem zapytania.
- Dobra to ja już będę leciał. Jeszcze raz dzięki.
- Nie ma sprawy JB.
Kierowałem się w stronę samochodu. Opuściłem posesję.
- Do zobaczenia – pomachałem kobiecie.
- Och Justin, już jedziesz?
- Tak, śpieszę się.
- Ale spadnij jeszcze do nas – uśmiechnęła się i przytuliła.
- Z wielką chęcią – odwzajemniłem gest.
Wsiadłem i odjechałem. Wszystko co chciałem to miałem. Teraz musiałem się dowiedzieć, kto to taki. Patrzyłem na różnych ludzi, którzy byli szczęśliwi. Ja też byłem. Chyba. Czy ja byłem szczęśliwy? Przecież miałem wszystko. Rodzinę, fanów, przyjaciół. Może brakowało mi osoby, do której mogę się przytulic? Pocałować? Brakowało mi bliskości. Ale o tym pomyślę później. Byłem już pod domem. Wjechałem do garażu i powędrował do kuchni w celu zjedzenia czegoś.
- Dobra mamo, już jestem – powiedziałem wchodząc do pomieszczenia.
- I co, masz już to, po co pojechałeś? – zapytała.
-Tak – uśmiechnąłem się.
Wyciągnąłem kartkę. Spojrzałem na numer. Pierwszy raz się z takim spotykam. Zjechałem wzrokiem na dół i zamarłem. Przecież to była moja ulica. Ulica, na której mieszkam, mieszkałem i mieszkać będę. Spojrzałem na numer domu. Znałem go bardzo dobrze, aż za dobrze. Wyjrzałem przez okno. Wpatrywałem się w dom, w który nie chciałem. Nie chciałem, ale wiedziałem, że to ten.

 =============================

Zawalenie z ty serwisem. zapomniałam hasła, ale już mam ;d
tak tak genialna ja.

I jak wam się podoba? :))) 

niedziela, 9 grudnia 2012

014. Widziałam cię – patrzyła na mnie, aż się przestraszyłem.


Ile może siedzieć nieznajomy facet? Chyba dopiero koło 2 w nocy wyszedł. Mama była całą uśmiechnięta. Nie wiedziałem za bardzo z jakiego powodu, ale postanowiłem się dowiedzieć. Nie zostawię tak tego. Zszedłem na dół i powędrowałem do kuchni, gdy moja zmywała naczynia.
- Mamo. Cos się stało? – zapytałem lekko zmartwiony.
- Nie słońce, a co miałoby się stać? – zapytała uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Nie no nic, tylko taka radosna jesteś i wgl, jakaś taka inna – coś mi tu nie grało.
- Oj Justin, nie potrzebnie się martwisz – mówiła rozkojarzona.
Nagle zaczęła jakoś dziwnie chodzić, a po chwili już straciła przytomność. Zemdlała. Na całe szczęście złapałem ją szybko. Patrzyłem puls. Jest wyczuwalny, ale bardzo słabo. Jak najszybciej potrafiłem zadzwoniłem po pogotowie. Bardzo się martwiłem.
- Mamo, trzymaj się – mówiłem ze szklankami w oczach.
Już godzine później byliśmy w szpitalu. Nie wiem po co, ale byłą na płukaniu żołądka. Bałem się. Bardzo się bałem. Jak mogłem do tego dopuścić? Obwiniałem siebie za to wszystko. To była moja wina. Nie było mnie przy niej tego wieczoru, tylko bezczynnie siedziałem w swoim pokoju słuchając muzyki.
- Panie doktorze, i co z nią ? – zapytałem od razu się podnosząc z miejsca.
- Jest bardzo osłabiona.
- Ale wyjdzie z tego? – ciągle dopytywałem.
- Trzeba na to liczyć – powiedział i zniknął za drzwiami Sali, gdzie znajdowała się moja mama.
Znowu powróciłem na swoje miejsce. Ale co się stało? Nic wiecej nie chciał mi powiedzieć. Usłyszałem szybki bieg. Odruchowo spojrzałem z tamtą drzwi i nie mogłem uwierzyć. Szła dziewczyna z naprzeciwka. Płakała. Można było to dostrzec gołym okiem. Nieznajoma usiadła obok mnie i zaniosła się  większym płaczem. Patrzyłem na nią dziwnie. Może dlatego, że nie wiedziałem o co chodzi.
Mijały godziny, a ja nadal nie mogłem zobaczyć swojej mamy. Ona siedziała nadal. Zasłonięta swoimi blond włosami. Nagle się przechyliła i opierała się o mnie. Patrzyłem na nią jak na idiotę. Co ona sobie robi, pomyślałem. Jakoś nie mogłem się ruszyć, bojąc się, że jej coś zrobię. Przypatrzyłem się jej. Była drobna, zgrabna, ładna i czego chcieć wiecej. Wziąłem lekko ręce i ją po prostu objąłem. Potarłem jej ramiona i przytuliłem. Tak mi się chciało spać, że nawet tutaj mógłbym się położyć. Nie chcąc się kompromitować po prostu przymrużyłem oczy na kilka minut. Ale wtedy nie wiedziałem, że te kilka godzin przemieni się w kilka godzin.
Obudziłem się. Otworzyłem jedno oko, ale pożałowałem tego. Światło raziło w oczy. Postanowiłem ponownie spróbować i się udało. Odważnie otworzyłem oczy i popatrzyłem przed siebie. Ściana, no ściana była biała, bardzo ładna. Mniejsza z tym. Rozejrzałem się wokoło i dostrzegłem dziewczyne, którą przytulam. Od razu wróciło wspomnienia z tej nocy. Nadal spała, mocno wtulona we mnie. Miałem tysiące myśli, ale nie mogłem się skupić. Lekko poruszyła się. Już myślałem, że wstanie, wytłumaczy co i jak, czemu tu jest, ale pomyliłem się. Jeszcze bardzo się we mnie wtuliła, jakbym był pluszowym misiem. Budzić ją czy nie? Justin, idioto budź ją, a nie. Dobra budzę. No nie, nie mogę. Nie mam takiego serca. Wyglądała tak słodko, że po prostu nie mogłem. Może sama się obudzi.
Niechcący wypadła mi komórka. Modliłem się w duchu, aby się nie rozwaliła. I tym razem mnie wysłuchał. Popatrzyłem w dół. Jak nowa. No może nie do końca, ale nic nie było, tak myślę. Schyliłem się po telefon, zapominając, że ona jest oparta o mnie. Obudziła się. No upadek telefonu, który mocno uderzył o podłogę, nie obudził jej? Dobry ma sen. Ja mam lekki, ale co tam. Jestem wyczuwalny, nawet najmniejszy szmer mnie obudzi. TO przez mojego przyjaciela Chrisa, który uwielbia robić Christian. Miałem do niego zadzwonić czy do mnie wpadnie, tylko bez Catlin. Miałem ostatnio z nią niemiłą rozmowe. Chciała, abyśmy wrócili do siebie. No tak, Justin sławny to Catlin leci na kase. Nawet Chris to zauważył i jest przeciwny własnej siostry. To się nazywa prawdziwy przyjaciel.
Dziewczyna otworzyła oczy, leniwie się przyciągnęła i rozejrzała. Popatrzyła na mnie swoimi zielonymi oczami, w których było widać smutek. Było mi jej żal, choć nie wiem o co może chodzić.
- Przepraszam – szepnęła półgłosem.
- Ale za co? – spytałem zdezorientowany.
- Za mojego ojca – odpowiedziała i spojrzała się w podłogę.
- Ale jak to? Nie rozumiem – popatrzyłem na nią.
- To przez mojego ojca twoja mama tu jest.
-Co? – byłem bardziej zdenerwowany.
- Ja przepraszam, nie miałam na to wpływu. Po prostu musiałam tatę wywalić z domu, no bo.. bo.. – zacięła się.
- Bo? – dopytywałem. Wiem, że to nie grzeczne, ale musiałem wiedzieć.
- Wiem, że wtedy, jak podjechał samochód pod mój dom, patrzyłeś. Widziałam cię – patrzyła na mnie, aż się przestraszyłem.
- Niee – przeciągałem.
- Nie kłam. Patrzyłeś. Co sobie wtedy pomyślałeś? – zapytała.
- Nic. Naprawdę – odpowiedziałem.
- Pewnie pomyślałeś, że jestem tania, nie? – zaśmiała się – I tu się mylisz.
- Dobra, może tak pomyślałem, ale nie powiedziałem tego, że na pewno nią jesteś. Nie oceniam ludzi po wyglądzie – powiedziałem lekko zły.
- Nie jestem prostytutką – zaprzeczała- Tego chłopaka co widziałeś to ojciec mojej siostry Cher.
- Masz siostre?
- Tak, mam. Ma niecałe 4 latka. Mój tata zabrał mojej matce i nie chce oddać. Ma znajomości, a on nie może się widywać z nią, bo mój tata mu zabronił – opowiedziała łapiąc się za włosy.
- Przykro mi. Nie wiedziałem.
- A niby skąd miałbyś wiedzieć.
- Ale co do tego ma moja mama? – nie wiedziałem wciąż o co chodzi.
- Mój tata jak mi mówił coś jej dosypał i masz – wyciągnęła z torebki diamentowy naszyjnik mojej mamy – przepraszam naprawdę, ja nie miałam pojęcia.
Wziąłem zawieszkę od dziewczyny i patrzyłem na nią. Miała czerwony policzek.
- To on ci zrobił? – zapytałem dotykając lekko jej policzka.
Syknęła z bólu.
- Tak – odpowiedziała – To nie był pierwszy raz.
- Pomogę ci.
Dziewczyna spojrzała na mnie. Patrzyła na mnie zdziwiona. Uśmiechnąłem się promiennie i patrzyłem na dalszą reakcje dziewczyny. Po prostu, najzwyczajniej w świecie przytuliła się. Ciągle mówią dziękuję. Zostałem wychowany, przez wspaniałą kobiete, która własnie walczy o swoje życie. Nie może mnie zostawić, była jedyna kobietą, z którą mogłem o wszystkim pogadać. Kocham ją ponad życie. Ale teraz musze pomóc nowej osobie, która pojawiła się w moim życiu. Dziewczynie z naprzeciwka.



-----------------------------------------------

 I jak wam się podoba. ?
przepraszam, że tak długo czekaliście, ale miałam testy -.-
Ale jestem już wiec nadrobimy :D