piątek, 8 lutego 2013

Chapter 2


Kolejne lekcje mijały w miare szybko. Na długiej przerwie Matt, który załatwiał jak zawsze dla mnie biały proszek, spotkaliśmy się na polanie.
- Masz. Dorzuciłem nawet gratisa – zaśmiał się.
- No dzięki, a ile płace? – przeglądałem proszek.
- Stary, tę działke masz za darmo.
Uśmiechnąłem się do siebie. Mówiąc spoko, odszedłem. Po drodze na kolejną lekcje, troche wciągnąłem. Poczułem się od razu lepiej. Ugh matematyka. Po mnie nie widać, że brałem, więc czułem się z tym świetnie. Dumnie wszedłem do klasy, siadając na stałym miejscu, czyli tył ławki koło okna. Nienawidziłem tej budy. Przecież mogłem ją spalić czy podłożyć bombę. Miałem taki plan, ale koledzy mnie powstrzymali.
- Kochani, do naszej klasy dojdzie nowy uczeń – spogląda na zegarek – Powinien już być – i właśnie w tym czasie drzwi się uchyliły.
Nie interesowało mnie to jakoś, wiec zająłem się swoim telefon.
Od Dan: I jak ci idzie młody?
Od Justin: Nie pytaj.
Od Dan: Miej oczy otwarte. Ktoś może przejąć twój cel.
Zostałem zmieszany. Jak to ktoś może przejąć mój cel?
- O Drake, bardzo dobrze, że jesteś – spojrzał na dziennik – Hm, usiądź z Jessicą.
Gdy usłyszałem imię, wiedziałem o co chodzi. Spojrzałem na chłopaka, który zajął miejsce obok dziewczyny. Nawet z 3 kilometrów mogłem rozpoznać tego skurwiela.

********
Szatyn już wiedział co się dzieje. Złość, a raczej wściekłość narastała w jego żyłach. Narkotyki, które krążyły w jego organizmie tylko pogarszały sprawe. Bawiąc się telefonem, musiał powiadomić swojego współpracownika, że coś się kroi.
Od Justin: Pięknie, zgadnij kto doszedł do mojej pojebanej klasy.
Od Dan: Oświeć mnie.
Od Justin: Nasz bardzo dobry kolega, Drake.
Nie musiał czekać na odpowiedź, jak bardzo imię, które napisał w smsie mogło wkurzyć Dana. Znał go, aż za dobrze.
Gdy zadzwonił dzwonek, obaj chłopcy opuścili salę z prędkością światła. Drake dobrze wiedział, że ma do czynienia z samym przewódcą, co go bardziej nakręcało. Lubił patrzeć, jak Justin cierpi. Kilka krotnie udawało mu się, ale nie zawsze. To sprowadzało ku jednemu, wojnie. Był synem Daniela Prive, najgorszego wroga szatyna. Nigdy tego nie wykorzystywał, ale miał władze.
Męska łazienka, to było miejsce, w których zawsze się coś działo. I tym razem też tak było. Justin bardzo dobrze wiedział, że on tu się zjawi. Nigdy nie zawał za wygraną.
- No, no, no kogo my tu mamy – zaśmiał się gardłowo Drake.
- Czego tutaj chcesz? – warknął zły do granic możliwości.
- Przyszedł po to, co moje – uśmiechnął się.
- Wypierdalaj stąd, rozumiesz? – brązowooki był gotowy na każdy krok, nawet zabicie.
- A ty po ostatnim nadal nic się nie nauczyłeś – te pare słów wystarczyło, aby wkurzyć jeszcze bardziej Biebera.
- Słuchaj – wyciągnął broń – Masz 5 minut, pff co ja gadam – wywrócił oczami – Masz 30 sekund, aby stąd spieprzać.
- Wciąż ten sam Bieber – poklepał go po ramieniu i skierował się w strone drzwi.
- I jeszcze jedno – niebieskooki odwrócił się – Nie uda ci się.
- Wywalaj stąd chuju! – krzyknął szatyn.
Brunet nic sobie z tego nie robił. Miał cel, zadanie, które ma wykonać. Jednym, było pokrzyżowanie planów Biebera. Doskonale wiedział, co on musi zrobić. I nie dopuści do tego. Skierował się do jadalni, gdzie przesiadywali inni uczniowie. Nie chciał się wyróżnić, więc przysiadł się do dziewczyny, którą poznał nie całą godzine temu. Musiał przyznać. Miała swój urok. Siedziała sama. Chłopak wiedział, że nie ma przyjaciela, że jej tata nie żyję, a co ważniejsze, nigdy się nie zakochała. To właśnie był jego cel. Na lekcji Jessica zaczynała lubić Drake. Był miły, zabawny i skupiał się na zadaniu, jakie podał nauczyciel. Cieszyło ją to, że mogła z nim porozmawiać o nauce, co w niej lubi, jaki przedmiot jest jej ulubioną czy nawet ile gwiazd mieści się w galaktyce. Przysiadł się, uśmiechając się do niej. Nigdy nie była tak blisko z chłopakiem. Krępowało ją tą, że chłopak dotyka swoimi kolanami jej.
- Pan Coren dał mi kartki na projekt, chcesz być ze mną ? – zapytał, uśmiechając się przy tym
- Emm jeszcze nie wiem, nie jestem pewna – odpowiedziała grzecznie rumieniąc się.
- Ładnie się rumienisz – zaśmiał się.
- Wcale się nie rumienie – zasłoniła twarz.
Brunet odgarnął włosy z twarzy dziewczyny. Nie wiedziała co się dzieje. Nie chciała, aby ją dotykał.
- Mógł byś przestać? – zapytała. Doskonale znała te teksty.
- Ale – nie powiedział, gdyż brunetka mu przerwała.
- Nie lubię, jak ktoś na siłę próbuje mnie poderwać – powiedziała i zasłoniła się książką.
Nie wiedziała jeszcze, że te słowa mogą wywołać u niej piekło. Wkurzony, pożegnał się i wyszedł.
Całej sytuacji przyglądał się szatyn. Wiedział jaki plan ma Drake i nie pozwoli, aby mu się udało. Ma przewagę, bo dziewczyna sama go odtrąciła, nie chciała tego. Jego jedyną nadzieją, a raczej rozpoczęcie planu to po szkole. Ma nadzieje, że dziewczyna posłucha go i pojawi się na czas.
Justin nie należał do osób cierpliwych. Irytował się, patrząc na drzwi wejściowe do znienawidzonego budynku. Gdy w końcu ujrzał osobę, która miał w planach uśmiechnął się łobuzersko. Jessica zauważyła go. Ze spuszczoną głową, zaczęła iść wolno w jego kierunku. W końcu, gdyby nie on, dostałaby złą ocenę. Brązowooki patrzył na nią przez ciemne okulary.
- Jestem – zameldowała się. Zaśmiał się.
- Wsiadaj – pokazał na samochód.
- Ale, jak to? – zaniepokojona zapytała. Nie tam miało wyglądać.
Myślała, że podejdzie, powyzywała i zostawi poniżoną. Ale szatyn miał inne plany.
- No do samochodu – powiedział, zamykając za sobą drzwi.
- Um okej – szepnęła już do siebie.
Nie ukrywała, bała się, nawet bardzo. Chłopak odpalił samochód, spojrzał na bruneta, który patrzył na niego ze złością. Uśmiechnął się dumnie i odjechał spod szkoły.
- Jesteś głodna? – zapytał.
- Po co pytasz jak i tak cie to nie obchodzi – odpowiedziała, odwracając wzrok.
- Nie wyglądasz za dobrze – pokazał na jej spodnie.
- Nie powiem przez kogo to mam – odpyskowała.
Była zdziwiona, że tak potrafi.
- Wiem i odkupie ci, obiecuje – uśmiechnął się i zrobił zabawną mine.
Jessica zaśmiała się, widząc śmieszny wyraz twarzy szatyna. Miał piekne oczy, mówiła sobie w myślach. Myślała o tym, jak to by było gdyby był jej chłopakiem. Miał nienaganną posture ciała, idealne rysy twarzy. Mogła tylko o takim pomarzyć. Jej wyobraźnia wzięła górę. Całował ją w kąciki ust, uśmiechając się przy tym. Były miękkie i wyśmienite. Gdy się jeszcze nie całowała, ale wychodziło jej nieźle.  Dotknęła jego rozpalonego karku i przyciągnęła bardziej. Chciała dominować ale jej się to nie udało. Był szybszy i ponownie pocałował. Była w siódmym niebie. Otworzyła oczy i pogłaskała go po Poliku.
- Serio? – zaśmiał się.
- Co? – zapytała, nie wiedząc co się dzieje.
- Nie umiesz się całować? – nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się.
- O matko, czy ja to powiedziałam na głos ? – zapytała siebie w myslach.
- Wiesz mogę zawsze cię nauczyć – puścił jej perskie oko.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Była na przegranej pozycji i nie wiedziała jak się z tego wyplątać. Samochód stanął. Odpięła pas i wysiadła. Justin jeszcze wiele gadał, w tym też rozśmieszał zielonooką. Lubiła chłopaków z poczuciem humoru, a on to w każdej cali miał.
- Co chcesz? Oczywiście ja stawiam – powiedział na wstępie.
- No nie wiem. To może poproszę sałatke grecką ? – popatrzyła na chłopaka.
- Tak mało? No dobra. To ja poproszę hamburgera, frytki i zimną cole – złożył swoje zamówienie i odstawił menu.
- Nie mów, że tyle zjesz – była w szoku, że taki chłopak jak Justin, który jest chudy, a raczej ma mieśnie, tyle zje.
- Czasem jem jeszcze wiecej – zaśmiał się.
Gdy przyszło zamówienie, jedli w ciszy. Ona speszona, że siedzi koło takiego przystojnego chłopaka, a on dumny, że jego plan jest na bardzo dobrej drodze. Nie spodziewał się, że pójdzie, aż tak dobrze. Po skończonym posiłku zapłacił i wyszli. W drodze powrotnej dużo się śmiali, żartowali. Szatyn jechał nie znaną drogą dla brunetki.
- Na pewno dobrze jedziesz? – zapytała spokojnie. W głębi już panikowała.
- No tak. Znam ten skrót – odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Tak w ogóle jestem Justin – podał dłoń dziewczynie.
Przez ten cały czas zupełnie zapomniała zapytać go o imię.
- Jessica, ale mów mi Jess – uśmiechnęła się.
Jechali, a droga się nie kończyła.
- Justin, coś się zapaliło – pokazała na kontrolne.
- A to znaczy ze zaraz nie będzie – nagle samochód stanął – paliwa.
Podrapał się po karku. Tego nie miał zaplanowanego. Ktoś nad nim czuwa. Spojrzał w górę mówiąc w myślach „ dziękuje tato” .
- No i co my teraz zrobimy? – Jessica panikowała.
Wywołała tym uśmiech na twarzy szatyna. To wyglądało zabawnie, ja dziewczyna machała rękoma, mówiąc, że Justin jest niemożliwy, że nie zatankował samochodu. Wyglądała uroczo, jak się złościła.
- No to zostajemy tu chyba na noc.


======
jest kolejny :) 

9 komentarzy:

  1. Kończyć w takim momencie ... Zabić to mało . Nie mogę się doczekać następnego . Mam nadzieję, że będzie szybko <3
    @MyLoveIsHuge

    OdpowiedzUsuń
  2. o kurde robi sie coraz ciekawiej :D
    dodawaj szybkooo

    OdpowiedzUsuń
  3. Gdkfygvxghdd Czekam na następny <3 @canihaveyou3

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że akcja się rozkręca na całego, świetny rozdział, ciągle nie wiem, o co chodzi, ale lubię taką tajemniczośc, czekam niecierpliwie na następny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. oh świetny rozdział , mam nadzieję że będziesz mnie dalej informować <3 @YoSwaggyBieber - jak coś wpadnijcie na : becbecause-you-are-my-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. jej świetny:D Duży plus za to, że tak szybko dodałaś kolejny;) Już mi się spodobało xD
    Czekam na nn<3

    OdpowiedzUsuń
  7. BOSKIE ! . STRASZNIE MI SIE PODOBA <3 .Nie mogędoczekać się wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  8. JHFWDIUTRTYRUITYRTU BOOSKIEEEEEE <3

    OdpowiedzUsuń