Jak przeczytacie, proszę też przeczytać na dole :)
======================
Nie wiedziałem co zrobić. Czy mu przywalić, bo jestem do
tego zdolny. Akcja z paparazii, przywaliłem mu, bo mówił o Selenie złe rzeczy.
Teraz Selena mnie nie obchodzi. Mam ją gdzieś.
Mężczyzna średniego wieku przyglądał mi się z
zaciekawieniem. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wiem, że jest z tych
kryminalnych, co zabijają i może mnie teraz zabić, ale myślę, że nie był do
tego zdolny.
- Czy widziałeś może moją córkę? – zapytał.
- Hmm tą blondynkę?
- Tak, właśnie tak.
- A, to nie widziałem. Możliwe, że wczoraj przemknęła się
przed moimi oczami, ale… A tak, pamiętam.
Wczoraj wieczorem wychodziła z pańskiego domu i wsiadła do jakiegoś
czarnego samochodu. Niestety nie widziałem marki.
- Nosz kurwa czyli musieli ją chłopaki zabrać – powiedział cicho
pod nosem.
- Że kto? – zapytałem, ale zignorował mnie.
- Słuchaj Justin, pomożesz mi ją znaleźć?
- Przepraszam, ale nie mogę. Dzisiaj mam próbe i nie dam
rady – próbowałem się jakoś wykręcić.
- No dobrze, dziękuje. Jak byś ją zobaczył to mój numer – i dał
mi kartkę z jego numerem.
- Dobrze. Dowiedzenia – i zamknąłem drzwi.
Wyjrzałem przez okno sprawdzając, czy na pewno odjechał.
Jednak jego ciekawość wygrała. Przyglądał się mojemu oknie w domu. Szybko
pobiegłem do pokoju. Gdy wszedłem zobaczyłem krzątającą się dziewczyne w mojej
bluzce.
- Justin ja… - złapałem i zakryłem jej usta.
- Ciii – szepnąłem.
Dziewczyna pokiwała głową. Miałem otwarte okno, więc było
doskonale słyszeć, gdy ktoś był w moim pokoju. Lekko wychyliłem się i nadal tam
stał przypatrując się. Dyskretnie zasłoniłem roletą i zamknąłem okno. Głośno
weschnąłem.
- Co się stało? – zapytała.
- Chodź, opatrzę ci rany – zdenerwowany chwycił ją za rękę i
pociągnąłem w stronę łazienki, gdzie miałem apteczkę.
- Wiesz jesteś jakiś inny.
- Inny? – uniosłem lekko brwi.
- Tak. Coś musiało się stać. Jestem tego pewna.
Chwyciłem wacik i dotknąłem lekko polika dziewczyny. Syknęła
z bólu. Był siny, nawet bardzo, ale jest silna.
- Wiesz, już trochę się znamy, a ja nadal nie znam twojego
imienia – zaśmiałem się.
- Ah tak, przepraszam. Hmm Amanda – wyciągnęła rękę w moją
stronę.
- Justin- uścisnąłem.
- Wiesz lubię cię – powiedziała.
OCZAMI AMANDY***
-Wiesz lubię cię – wypaliłam nagle.
Nawet nie przemyślałam tego, co powiedziałam.
- Dzięki – zaśmiał się – Ja ciebie także.
To jest dziwne, żebym ja, prosta dziewczyna była z taką
gwiazdą jak on?
Jego oczy są jak jakaś fabryka czekolady, usta malinowe, a już
nie wspomnę o jego idealnej klacie. Był i jest marzeniem każdej dziewczyny na
świecie, a ja zwykła dziewczyna, którego ma ojca w jakieś pieprzonej mafii.
Zawsze się go bałam.
Nie mogę skupić się na jego słowach. Rozprasza mnie i się
przygląda. Wiem, jestem bezczelna, że ciągle patrzę na jego klatę, ale no nie
mogę.
OCZAMI JUSTINA***
Przemywałem rany, było już o wiele lepiej. Spojrzałem na
Amandę. Ciągle na mnie patrzyła. Rozejrzałem się.
- Jestem brudny? – zapytałem.
Dziewczyna pokręciła głową i zaczerwieniała się. Zaśmiałem
się, bo to wyglądało komicznie.
- Pociągam cię?
- Co? – zapytała zdezorientowana.
- Nie nic.
- Może –zaśmiała się.
- Ale co?
- Tylko odpowiadam na twoje pytanie.
- Wiesz – zbliżyłem się – można powiedzieć, że ty mnie też.
Nie byłem pewny swoich słów, ale było w niej coś, co
chciałem odkryć. To mnie po prostu kręciło. Była piękna, nie dało się
zaprzeczyć. Uśmiechnąłem się, chciałem ją pocałować.
- Justin, Emm.. możesz wziąć rękę? Trochę mi nie wygodnie –
powiedziała i dopiero zorientowałem się, że moja ręka jest na kolanie
dziewczyny.
Pewnie, gdybym teraz spojrzał w lustro, widziałbym siebie
czerwonego jak burak, więc wolałem ominąć ten fakt.
- Jesteś głodna? Przygotowałem śniadanie na dole.
- Jasne.
Położyłem wszystko na swoje miejsce i weszliśmy na dół.
Usiedliśmy przy stole i zapadła niezręczna cisza. Nie lubię tego. Powiedzieć
jej o tym czy nie. Ughh byłem zły na samego siebie. Boję się o nią. Może powinniśmy
uciec od tego wszystkiego? Przeprowadzić się? Raczej to nie jest rozwiązanie.
Uciekanie od problemów. I tak nas potem znajdą, więc to jest trochę bez sensu.
Chciałem jej zapewnić bezpieczeństwo, ale wiedząc, że naprzeciwko jest jej
ojciec, mam ochotę sprzedać dom i przeprowadzić się. W sumie to mogłoby być dobre
rozwiązanie.
- Dziękuje, było pyszne – zaśmiała się.
- Tak wiem, jestem świetnym kucharzem.
- Haha tak, tak i skromnym przede wszystkim.
- Hmm co powiedz na rundkę na Xbox?
- No nie wiem, czy chciałbyś widzieć jak przegrywasz z
dziewczyną.
- Ja? Pff nigdy – uśmiechnąłem się.
Graliśmy jakieś 4 bite godziny, jest remis, ale musze
przyznać jest dobra. Chce mi się śmiać, jak widzę jej minę. Słodko wygląda, jak
się denerwuje. Zabawnie marszczy nos, aż się sam do siebie jak idiota
uśmiecham.
- Ej, to nie sprawiedliwe, wywaliłeś mnie – znowu się kłóci.
- Kochanie, to się nazywa gra.
- Wiesz co? Teraz ostateczny, kto wygra ten ma jedno
życzenie od przegranego.
- Wszystko co ze chce?
- Wszystko co ze chcesz.
- Zgoda.
Podaliśmy sobie rękę i do boju. Musiałem wygrać. Nie miałem celu,
ale po prostu musiałem. Już widzę, jak się denerwuje. Chyba najlepsza mina jaką
widziałem. Skupiłem się na padzie i na telewizorze. Wtedy nikt nie był w stanie
mi przeszkodzić. Jechałem już była meta, gdy nagle samochód we mnie wjechał.
Popatrzyłem na Amandę, która się uśmiechała.
- Wygraaaaaałam! – krzyknęła.
Wstałem i powędrowałem do kuchni. Ale jak to możliwe?!?!?!
Przecież to jest nie dozwolone. Miałem wygrać, a nie ona. Wkurzony jak nigdy
wędrowałem w kółko po kuchni, nie mogąc uwierzyć, co się przed chwilą
wydarzyło.
- No to kiedy moja nagroda? – zapytała, pojawiając się w
kuchni.
- Nigdy – odpowiedziałem i nalałem sobie soku do szklanki.
- Oł, czyżby Justin Bieber nie umie przegrywać?
- Ja, pff umiem – sam nie mogłem w to uwierzyć.
- No więc zadanie.
- Boże, jakie zadanie?
- Umowa – pokiwała palcem.
- Tylko nie chamskie, tylko jakieś normalne.
- Zadam je, kiedy ochłoniesz – i wróciła do salonu.
Spokojnie Bieber, nikt się nie dowie, że przegrałeś z
dziewczyną.
- Ale ja jestem spokojny – powiedziałem sam do siebie.
Usłyszałem cichy
śmiech z salonu. Uśmiechnąłem się pod nosem. Wdech i wydech.
- No dobra już jestem spokojny – powiedziałem, gdy
przekroczyłem próg salonu.
- Yhym właśnie widzę.
- Nie no serio jestem.
- No okej.
- Więc?
- O wszystko tak? – zapytała niepewnie.
- Tak, tak jak się umawialiśmy – uśmiechnąłem się.
- No więc – zaczęła chodzić po pokoju – Pocałuj mnie.
- Co? – zapytałem niedowierzając jej słowom.
- Nie nic.
- Okej.
Podszedłem do niej, przyciągnąłem ją do siebie i
pocałowałem. Nasze usta złączyły się. Było niesamowicie. Wariowałem przez tą
dziewczynę. Ta oplotła rękoma moją szyję. Całowałem delikatnie i namiętnie.
Każdy odwzajemniałem. Nagle całe zasilanie w domu padło. Wszystkie światła,
było ciemno. Oderwaliśmy się od ciebie. Amanda wyglądała na przestraszoną.
-Shhh… Tylko nie płacz, proszę – powiedziałem, mocno
wtulając ją do siebie.
Słyszałem czyjeś kroku. No Justin, czas pobawić się w super bohatera.
===============
jest ;D
wiecie co nie wiem czy dalej pisać tą historię. Mam już w głowie inną, ale to już wasza decyzja.
Piszę w komentarzach, co chcecie :)
Czytasz=Komentuj